poniedziałek, 30 czerwca 2014

O czasie w BLW

Czas... Jak długo Zosia je? A jak Wy zjecie to czekacie na nią?... Takie i podobne pytania były mi wielokrotnie zadawane. Jaka brami moja odpowiedź? 
W skrócie. Cały posiłek nasz z Zosią i wszystkie czynności wokół niego trwają tyle, co czas jedzenia i sprzątania po. 
Gotuję jedną potrawę dla wszystkich starając się, by była przygotowana ze zdrowych produktów i w sposób lekkostrawny. Następnie zasiadamy wszyscy razem do stołu (+ czas na ubieranie śliniaczka, choć nie zawsze) i jemy. Oczywiście Zosia na razie bardziej ogląda/smakuje/próbuje/zgniata/kruszy/itp niż je, więc czas trwania tych czynności zależy od jej zaiteresowania w danym dniu lub nowości na "talerzu". Póki co trwa to na tyle długo, że my zdążamy spokojnie zjeść. Potem już tylko umycie Zosi (rączki, twarz i włosy ;), przetarcie blatu krzesełka i pozamiatanie pod nim - koniec. Sprzątanie raptem 5 min :)


poniedziałek, 23 czerwca 2014

Czas na krzesełko

W zeszły weekend kupiliśmy dla Zosi polecane krzesełko Antilop i pozostało czekać na moment, kiedy panna sama usiądzie, by bez wyrzutów sumienia posadzić ją w krzesełku. Tydzień po zakupie nie wytrzymaliśmy i zasiadła do stołu podczas obiadu z przemiłymi gośćmi :) (pozdrawiamy!). Gdy wyszli Zosia uraczyła nas widokiem samodzielnego siadania - szło jej bardzo zgrabnie i tak jej się to spodobało, że siadała raz za razem nie patrząc czy będzie jeszcze miała łóżko pod pupą, czy już spadnie. Na szczęście wybrała moment, kiedy oboje byliśmy obecni :) Dwie godziny później jedliśmy już rodzinną kolację przy stole :) - czas nie do przecenienia. Zosia obserwowała nas jedząc wytrwale, a my mogliśmy spokojnie zjeść. 
W niedzielę zasiadała z nami do każdego posiłku, nawet do deseru - jak dotąd zawsze znalazło się coś, czym mogliśmy się z nią podzielić. Natomiast dziś rano, gdy zobaczyła, że idę zrobić sobie śniadanie dopominała się, żeby posadzić ja przy stole i podać śniadanie także jej :) 


Od soboty siedzę w swoim własnym krzesełku. Gdy pierwszy raz rodzice posadzili mnie przy stole, zaczęłam od razu jeść i wszyscy się na mnie patrzyli. Mama trochę przywołała ich do porządku i mogłam sobie spokojnie jeść dalej.
Uwielbiam siedzieć przy stole! Widzę wszystko, co się dzieje i nie muszę prosić Mamy, by wzięła mnie na kolana. No i mam swój własny stolik, cały tylko dla mnie - korzystam z tego i sprawdzam na ile potrafię na nim rozłożyć jedzenie z każdej strony. Czasami coś mi spada na podłogę, ale staram się nie bałaganić, żeby Mama miała więcej czasu na zabawę ze mną :)
Zosia

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Zakupy

W sobotę wybraliśmy się do Ikei, by zakupić kilka, naszym zdaniem, potrzebnych rzeczy do samodzielnego jedzenia Zosi. Na pierwszy ogień poszło krzesełko wraz z blatem i obiciem/wkładką, a następnie fartuszki malarskie, które będą służyły za śliniaczki :)
Po skończonych zakupach byliśmy ciekawi bufetu i tak, jak zakładałam znalazło się w nim coś również dla Zosi:


Gdy zobaczyła cały talerz brokułów oczy jej się zabłyszczały, a rączki wyciągnęły w stronę talerza z jednoznacznym przesłaniem: "daj mi, daj" ;) Oczywiście nie obeszło się bez zaglądnięcia do mojej sałatki i poczęstowania nią.





Rodzicie zabrali mnie do wielkiego budynku pełnego świateł i kolorów - bardzo mi się to podobało, ale i dłużyło. Wsadzili mnie do krzesełka czy czegoś takiego, żeby sprawdzić czy mi odpowiada. W sumie nie powiedziałam im jednoznacznie, ale najczęściej mają dobre pomysły, więc nie protestowałam. W końcu poczułam zapach jedzenia, a chwilę później pojawił się przede mną talerz pełen brokułów, które tak lubię :) Spróbowałam każdego kawałka, a Mama pozwoliła mi jeszcze spróbować jej sałatki - super :) 
Zosia



czwartek, 12 czerwca 2014

A po jedzeniu...

Postanowiliśmy, że wraz z nauką jedzenia w parze będzie szła nauka picia. Na szkole rodzenia przedstawiono nam kubeczek Doidy cup.



Wydał nam się on bardzo dobrym pomysłem, tym bardziej, że chcieliśmy uniknąć picia z butelki i tym podobnych sprzętów. Nauczeni przykładem koleżanki zależało nam, żeby Zosia umiała pić, by w razie biegunki czy innych chorób nie trzeba było nawadniać ja kroplówkami.
Kubeczek zakupiłam i na początek dawał go Zosi pustego, gdy ja coś piłam - Zosia obserwując trzymała kubeczek i przykładała do buzi naśladując mnie. Gdy zaczęliśmy posiłki BLW zaczęła dostawać po posiłku łyżeczkę wody - kilka pierwszych wylądowało na niej, bo tak się cieszyła, że dostaje kubeczek do rąk, że przechylała go nie patrząc czy trafiła do buzi czy nie. Przy trzecim posiłku udało się! Naprawdę się napiła! Wyglądała na trochę zdziwioną, a ja cieszyłam ogromnie. Nie każda porcja wody trafia zawsze do jej buzi, ale coraz więcej. Czasami też zanim się napije, puszcza do wody powietrze rąbiąc bąbelki :)


Dostałam niedawno mój własny kubeczek! Mama i Tata dużo piją różnych rzeczy, niestety nic nigdy nie widzę, ale widzę jak to robią, więc technikę podpatrzyłam, a myślę, że mi będzie łatwiej niż im, bo mam dwoje uszu do trzymania, a oni w swoich kubkach tylko jedno. Uwielbiam patrzeć jak Mama nalewa mi wody do kubeczka (w ogóle z tą wodą to świetna sprawa - rusza się, wydaje dźwięki i można ją zamknąć w butelce) i potem mogę się napić. Picie jest dziwne, bo leci dużo na raz, ja nie muszę ssać, a do tego nie ma smaku, mleczko Mamy to co innego :)
Zosia

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Zielone, pomarańczowe i te inne...

Dawno tu z Mamą nie zaglądałyśmy, ale to dlatego, że bardzo wiele się dzieje. Po pierwsze skończyłam kilka dni temu pół roku! Jestem już taka duża! A Rodzice pozwalają zjadać mi coraz to nowsze rzeczy: zielone, pomarańczowe i takie, takie... hm... kremowe? Te ostatnie mają różne smaki, więc trochę się gubię, ale dam radę. Niestety Tata dużo pracuje, a ja zajadam się smakołykami siedząc na kolanach Mamy, dlatego nie mamy zbyt wielu zdjęć ze mną w akcji.
Zosia

Pula próbowanych przez Zosię pokarmów stałych wciąż rośnie. Są już wśród nich: marchewka, brokuł, pietruszka (korzeń), jabłko, banan, chleb.
Niesamowite jest odkrywanie umiejętności i preferencji dziecka, które objawiają się dzięki BLW. Np. Wiemy już, że woli jabłko od banana - oba te owoce bez problemu kieruje do buzi, odgryza i próbuje przeżuć, ale każdy kawałek banana natychmiast wypluwa, za to jabłko połyka :) 
Co do umiejętności to wczoraj obserwowaliśmy jak świetnie potrafi chwycić upatrzone warzywo spośród innych, albo jak nie poddaje się i próbuje, próbuje, aż złapie to co chce. 
Póki co, obserwuję ją w lusterku, ale nie mogę się doczekać, kiedy będzie siedziała samodzielnie w krzesełku i będziemy mogły jeść jednocześnie przyglądając się sobie.

Kilka zdjęć z wczorajszego obiadu: